jeden z uczniów klasy 7 postanowił sprawdzić

Podręcznik do matematyki 7 klasa Na diagramie przedstawiono oceny uczniów klasy 7e ze sprawdzianu z matematyki. Odpowiedz, ile procent osób uczęszczających do tej klasy otrzymało: a) piątkę, b) piątkę lub szóstkę, c) ocenę niższą niż piątka. Znajdź odpowiedź na Twoje pytanie o Chodzę do szóstej klasy i chce sobie sprawdzić mój wynik ze sprawdzianu 6 na internecie i nie mogę znaleźć żadnej strony . A… zendaya140 zendaya140 Uczniowie klasy III wybierali przedstawiciela do samorządu szkolnego. Było troje kandydatów: Ola, Paweł i Romek. W klasie jest \(32\) uczniów i każdy z nich oddał jeden ważny głos. Zwyciężyła Ola, uzyskując mniej niż połowę głosów. Reszta głosów rozłożyła się równo między pozostałych kandydatów. uczeń pisze pracę w ciągu 7 dni od dnia powrotu do szkoły. Prace pisemne przechowywane są w szkole. Uczniowie i rodzice mają prawo wglądu do prac w terminie uzgodnionym z nauczycielem. Uczeń ma prawo poprawić każdą ocenę niedostateczną lub dopuszczającą w formie uzgodnionej z nauczycielem. Poprawiona ocena Tylko tutaj znajdziesz chemia nowej ery 7 sprawdziany do nowej podstawy programowej.7 klasa - chemia (wszystkie. wydawnictwa!) Sprawdziany, kartkowki, ksiazka nauczyciela, odpowiedzi do cwiczen i odpowiedzi do sprawdzianowChemia sprawdzian 6-8 klasa . Ksiazki Podreczniki szkolne 10 zl . Prière Pour Rencontrer L Amour De Sa Vie. obejrzyj 01:38 Thor Love and Thunder - The Loop Czy podoba ci się ten film? Natalia Kabakowa (ur. 2004) – rosyjska naśladowczyni Columbine, która 21 marca 2018 roku postrzeliła 7 osób z jej klasy w szkole w Szadryńsku. Po ataku została obezwładniona przez resztę uczniów i zatrzymana przez policję; w ataku uczestniczyły również dwie inne dziewczyny, w tym siostra Natalii. Kabakowa nie była sądzona przez jej wiek (13 lat) w momencie ataku i za jej czyny konsekwencje ponieśli jej rodzice. Życiorys Kabakowa urodziła się w 2004 roku w dobrze prosperującej rodzinie. Rodzice jednak często się kłócili i czasami, pomimo ogólnego dobrego dbania o Nataszę i jej rodzeństwo, także źle odnosili się wobec niej podczas tychże kłótni. Jej rodzice wzięli rozwód kiedy miała 10 lub 11 lat. Natalia zaczęła uczęszczać do gimnazjum łączonego ze szkołą średnią nr 15 w Szadryńsku jako nastolatka. W szkole była znana wśród jej rówieśników jako cicha i spokojna dziewczyna, która często bywała przygnębiona, ale potrafiła być koleżeńska. Wyjawiała jednak zachowania, które wydawały się dziwne lub niepokojące dla rówieśników jak rysowanie swastyk na jej rękach. Natasza i jej siostra Anna zaczęły być jednak w późniejszym okresie prześladowane w szkole przez rówieśników ze względu na lekko wycofany charakter. Poza tym, Natasza na krótko przed atakiem powróciła do szkoły po dużej nieobecności i przez pewien czas była uczona w domu. Po rozwodzie rodziców zamieszkała razem z jej dziadkami. Broń pneumatyczną (rewolwer śrutowy) posiadała od co najmniej dwóch lat przed atakiem; zamówiła go przez internet w sklepie online z militariami. Drugi nabyła dzień przed atakiem, dzięki jej ojcu, który tego dnia kupił jej dawno obiecany prezent, którym miał być właśnie rewolwer pneumatyczny. Nie wiadomo czy jej ojciec wiedział, że córka posiada już jeden taki rewolwer i czy zdawał sobie sprawę z jej stanu psychicznego. Dzień przed atakiem spędziła większość czasu z ojcem, który przyjechał ją odwiedzić. Atak miała planować, wraz z siostrą Anną i koleżanką Walentiną, co najmniej od kilku tygodni przed atakiem, a przygotowywać zaczęła się kilka dni wcześniej. Po ataku Natalii i dwóch pozostałych dziewczyn, jej rodzice powiedzieli w wywiadzie, że biorą na siebie pełną odpowiedzialność za to co się wydarzyło, że przegapili ważne okresy w jej życiu, w których nie radziła sobie zbyt dobrze i przyznali się do zaniedbań w wychowywaniu. Wyrazili przykrość z powodu jej ataku i powiedzieli, że są załamani. Natasza przeniosła się do innej z miejscowości w obwodzie kurgańskim w następstwie jej ataku, możliwe, że zmieniła tożsamość. Nie wyciągnięto wobec niej żadnych konsekwencji prócz skierowania na leczenie psychiatryczne, które jednak ukończyła niedługo później. Jej siostra została od niej oddzielona, ale jej dokładne losy nie są znane, natomiast inna koleżanka dalej chodziła do szkoły w Szadryńsku i ostatecznie ją ukończyła. Przebieg Natasza i jej koleżanki pojawiły się przed szkołą wcześnie rano (dokładna godzina rozpoczęcia ataku nie jest znana) i weszły do niej wejściem znajdującym się z boku, które nie posiadało wykrywacza metalu. Na przerwie przed lekcją geografii koleżanka Nataszy, Walentina, powiedziała nauczycielowi, że źle się czuje i musi iść do gabinetu szkolnego lekarza. Nauczyciel tak też postąpił, ale kiedy zaczął się dopytywać co jej się dzieje, Walentina zaczęła się wymawiać, przedłużać rozmowę i mówić nie na temat. Jej rolą w ataku było odwrócenie uwagi nauczycieli od strzelaniny. Kiedy wybił dzwonek na lekcje, uczniowie pojawili się już w klasie i czekali na powrót nauczyciela. Wówczas Natasza weszła do klasy z rewolwerem, a jej siostra Anna zabarykadowała samą sobą drzwi od klasy, by uczniowie nie mogli uciec przed strzelczynią. Natasza wyjęła rewolwer, krzycząc: To za Anię! (prawdopodobnie chodziło o odwet za jej prześladowanie) i zaczęła strzelać w stronę jej rówieśników. W tym momencie znajdujący się w gabinecie lekarskim nauczyciel usłyszał strzały i krzyki, ale Walentina próbowała go dezinformować, mówiąc, że to wygłupy klasowe. W końcu nauczyciel jednak siłą rzeczy postanowił sprawdzić sytuację. Natalia raniła 7 osób z jej wiatrówki, w tym 6 uczniów lekko i 1 ucznia bardzo ciężko - w skroń. W końcu uczniowie rzucili się na Natalię i zdołali ją obezwładnić, pomógł im w tym nauczyciel, który wbiegł wówczas do klasy. Wkrótce na miejsce przybyła milicja i zatrzymała wszystkie powiązane z atakiem szkolnym dziewczyny. Motywy Motywem ataku Nataszy i koleżanek najwidoczniej była zemsta za prześladowanie w szkole. Natasza i Ania były bardzo prześladowane w szkole i wyśmiewane ze względu na ich nieśmiałość. Często dostawało się też Walentinie, która akceptowała Nataszę i Annę, co nie podobało się prześladowcom. Ponadto Natalia przeżyła zawód miłosny w wieku 11 lat. W jednym z postów na portalu VKontakte z lutego 2016 roku podała informację o śmiertelności dawek różnych leków, którymi można w ten sposób się zabić. W innym poście, z tego samego okresu, sfotografowała się z maczetą, którą posiadała u siebie w domu, a także z rewolwerem, w tym w pozie samobójczej. Uczeń, który przyjaźnił się przez pewien okres z dziewczynami powiedział, co potwierdzili inni rówieśnicy, że w dniach przed atakiem dziewczyny mówiły, że powtórzą masakrę w Columbine. Linki zewnętrzne Profil Nataszy na VKontakte: Streszczenie Autorem powieści jest Kornel Makuszyński (1884 – 1953). Jej pierwsze wydanie miało miejsce w 1937 r. I. Diabeł wyskakuje z pudełka Profesor Gąsowski był nauczycielem historii w warszawskim gimnazjum. Uczniowie z siódmej klasy już dawno zauważyli, że profesor był zafascynowany postacią Napoleona Bonapartego, dlatego też przy każdej odpowiedzi próbowali zejść na jego temat, przez co profesor rozpromieniał się co najprawdopodobniej nie pozostawało bez wpływu na ocenę. Adam Cisowski o pseudonimie “Szatan” był na tyle bystrym chłopcem, że rozgryzł sposób wywoływania do odpowiedzi. Podzielił się tą informacją z resztą klasy przez co każdy wiedział kiedy będzie pytany. Dzięki temu klasa siódma miała bardzo dobre oceny z historii. Jednak pewnego czerwcowego dnia pan Gąsowski był tak roztargniony, że zapomniał o swej metodzie i poprosił do odpowiedzi trzy osoby, które nie były przygotowane. Profesora bardzo to zdziwiło. Adam Cisowski wyjaśnił mu jednak prawdę o tym, że znali metodę. Pan Gąsowski zapowiedział, że wymyśli inną metodą, taką której nigdy nie uda im się rozszyfrować. Adam postanowił podjąć wyzwanie i zaproponował, że na kolejnej lekcji spróbuje odgadnąć kto będzie pytany. I tak w sobotę, na lekcji historii rzeczywiście udało mu się, co wprawiło nauczyciela w wielkie zdumienie. Ten chcąc wyprowadzić ucznia w pole nie wymyślił nowej metody, lecz odpytał uczniów zgodnie ze starą metodą. Cisowski przewidział, że profesor właśnie tak się zachowa. Przez swoją ponadprzeciętną inteligencję, Adam był nazywany w szkole “szatanem”. II. Dwie awantury, a jedna gorsza od drugiej Adam Cisowski był synem lekarza i miał czworo rodzeństwa. Pewnego dnia któreś z nich zjadło porcję lodów, które należały do Adasia. Szatan postanowił zrobić śledztwo, aby znaleźć lodowego skrytożercę. Umieścił w pokoju miskę z wodą i zgasił światło tak żeby nie było nic widać. Następnie poprosił rodzeństwo o zamoczenie rąk w wodzie. Następnie sprawdził dłonie dzieci – okazało się, że jego braciszek Janek zjadł lody, gdyż jako jedyny nie zamoczył rąk w wodzie – właśnie z obawy, że woda w jakiś nieznany mu sposób pokaże że to on je zjadł. Pewnego dnia w klasie Adama doszło do sprzeczki między Zbyszkiem Jasińskim a Józkiem Żelskim. Ten pierwszy oskarżał Józka o kradzież wiecznego pióra. Adam rozdzielił ich i zapowiedział, że odnajdzie winowajcę. Po lekcjach odwiedził swojego kolegę z ławki – Staszka Burskiego. Poprosił go oddanie pióra, gdyż zauważył, że zwykle koślawe pismo Staszka, nagle wyładniało. Stasiowi było wstyd. Powiedział, że znalazł owe pióro i je zatrzymał, gdyż chciał mieć tak cenną rzecz. Adam obiecał, że odda pióro tak, żeby nikt nie dowiedział się, że to on je wziął. Podstawił je przy tablicy na miejscu kredy. Nauczyciel matematyki z rozpędu wziął pióro a Jasiński pobiegł za nim, by odzyskać swój przedmiot. Kilka dni przed wakacjami uczniowie klasy szóstej poprosili Adama o pomoc, gdyż w księgach rachunkowych ich Spółdzielni Uczniowskiej brakowało 100 zł. Sprawdzał już to jakiś księgowy, lecz nie odnalazł przyczyny. Adam studiował księgi przez całą noc i odkrył, że przed jedną z liczb przykleiła się czarna nitka i wyglądała jak jedynka, udająca setkę. Rozwikłanie zagadki przyniosło sławę Szatanowi w całej szkole. III. Piękne są oczy fiołkowe, ale kto ukradł drzwi? Zaczęły się wakacje. Profesor Gąsowski poprosił Adama o pomoc w rozwikłaniu zagadki w jego rodzinnym majątku – wsi Bejgole koło Wilna. Adam poszedł do mieszkania nauczyciela, gdzie poznał jego bratanicę – Wandę Gąsowską, w której szybko się zakochał. Nauczyciel wyjaśnił Adamowi, na czym polega problem. Do Bejgoły bowiem przyjechał jakiś tajemniczy Francuz, który chciał obejrzeć dwór. Całą uwagę jednak poświęcał pewnym drzwiom, które bardzo dokładnie oglądał. Następnie Iwo Gąsowski, ojciec Wandy, dostał propozycję sprzedania majątku za wysoką cenę. Było to dziwne, że mężczyzna obejrzał jedynie jakieś drzwi i chciał tyle zapłacić za cały dwór. Iwo nie zgodził się. Jakiś czas później okazało się, że ktoś wyniósł z dworu drzwi. Znaleziono je w parku odarte z farby. Adaś zgodził się pomóc w rozwiązaniu zagadki i zrezygnował z wakacji z rodziną nad morzem i postanowił wyjechać do Bejgoły. IV. Dwie brody i człowiek-widmo Adam dotarł do Bejgoły, gdzie ubogim majątkiem zajmowała się pani Ewa Gąsowska. Jej mąż, Iwo był zapalonym matematykiem i całe dnie i noce spędzał w swej pracowni. Adaś przepytał gospodarzy z historii dworu oraz co wiedzą o Francuzie, który u nich gościł. Wieczorem wybrał się z Wandą do parku. Gdy zapadł zmrok, młodzi zauważyli, że ktoś zakrada się w stronę dworu. Adam postanowił go podejść. Gdy zakradł się już bardzo blisko nieznanego człowieka, nagle poczuł uderzenie w głowę i padł na ziemię. V. Po rozbitej głowie chodzi Francuz Panna Wanda znalazłszy nieprzytomnego Adama z trudem zaciągnęła go do domu. Młodzieniec dochodził do siebie przez kolejne kilka dni, w których rozmyślał o tajemniczym Francuzie i człowieku widmo z parku. Doszedł do wniosku, że odpowiedzi należy szukać w historii dworu. Spytał więc domowników, czy nie są spokrewnieni z jakimiś Francuzami. Zaczał też poszukiwać starych dokumentów, które mogłyby coś powiedzieć o przeszłości domu i rodu Gąsowskich. Wanda poinformowała, że takie rzeczy mogą znajdować się na strychu. VI. W mrokach tli się światełko Rzeczywiście na strychu młodzi odnaleźli różnego rodzaju stare dokumenty i księgi. Adam całe dnie i noce studiował teksty i pojawiał się tylko przy posiłkach. W końcu, pewnej nocy zbudził profesora Gąsowskiego i oznajmił, że znalazł francuski ślad w historii tego domu. Studiował bowiem pamiętnik księdza Jana Koszyczka, który za czasów wojen napoleońskich rezydował na starość w tym dworze i spisywał wszystko co się tam działo. Z jego zapisków wynikało, że w 1813 r., gdy wojska Napoleona wracały spod Moskwy, w Bejgole pojawiło się dwóch francuskich żołnierzy: Kamil de Berier wraz ze swoim adiutantem. Oficer miał odmrożone nogi i był bliski śmierci. W tym czasie pani Domicela Gąsowska była umierająca, więc gospodarz przyjął żołnierzy nie w domu, a w parku, w domu ogrodnika. Po śmierci pani Domiceli, oficera przeniesiono do bawialni we dworze, gdzie całymi dniami wpatrywał się w portrety rodu Gąsowskich. Służba doniosła, iż pewnej nocy żołnierz wyszedł na jakiś czas z domu. Postanowiono jednak nie wypytywać go o to. Kamil de Berier napisał list do swego brata Armanda i wręczył go swemu adiutantowi, który pojechał do Francji. Wkrótce po tym oficer zmarł. Przed śmiercią poprosił pana Gąsowskiego, aby w razie przyjazdu jego brata, również umieścił go w domku w parku. Umierając mówił jeszcze coś o drzwiach, lecz ksiądz Koszyczek i gospodarz uznali to za majaczenie. VII. Malarz – co ukradł, mówi, że znalazł Następnego dnia, tuż po śniadaniu domownicy udali się obejrzeć ów domek ogrodnika. Okazało się, że nie było w nim drzwi. Wanda oznajmiła, że nie było ich odkąd pamięta. Faktycznie zawiasy były bardzo zardzewiałe. Po południu przybył do dworu wędrowny malarz i poprosił o kilka dni schronienia. Gąsowscy zaoferowali mu pokój. Adam podejrzewał, że to ten człowiek parę dni wcześniej go ogłuszył, tym bardziej, że w trakcie kolacji bardzo zainteresował się on tematem znikających drzwi oraz tym, że odmówił Gąsowskim w pomocy, gdy ci poprosili o ukończenie pewnego obrazu. Kolejnego dnia fałszywy malarz zakradł się do pokoju Adama, z którego ukradł pamiętnik księdza Koszyczka. VIII. Umarli piszą listy Adam domyślił się, że odtąd jakaś banda złodziei będzie go obserwować. Dlatego postanowił upozorować swój wyjazd i przy okazji pokręcić się po okolicy. Wanda odwiozła Adama na stację. Następnie w majątku Gąsowskich pojawił się komornik, który oświadczył, że ze względu na długi będzie zmuszony zlicytować dwór. Nauczyciel Gąsowski zapłacił pewną kwotę, aby odwlec ową licytację w czasie. Tymczasem na stacji Adam nie wsiadł do pociągu, lecz udał się do miasteczka. Noc spędził w szopie z sianem. Następnego dnia poznał bandę dzieciaków, którym dowodziła Irenka Niemczewska. Szybko złapał z nią kontakt i został zaproszony na obiad. Przy obiedzie dowiedział się, że Irenka została poproszona przez jakiegoś letnika o przetłumaczenie starego francuskiego listu. Adam zaproponował pomoc. Okazało się, że był to list z 1813 r. napisany przez Kamila de Berier do brata. Prosił w nim o przybycie do Bajgoły i odszukanie skarbu, który ocalał z wojennej pożogi. Miał on udać się do pokoju, w którym Kamil nocował i pomyśleć nad wskazówką w postaci słów: „Dan. Al. Inf. C. III. 10-11”. Adam po długim rozważaniu doszedł do wniosku, że jest to odsyłacz do Boskiej Komedii Dantego, a wskazówka miała być zawarta w jej trzeciej pieśni, w wersach 10. i 11. O pomoc zwrócił się do mieszkającego niedaleko poety, pana Rozbickiego. Okazało się, że dalszych wskazówek należy szukać “na drzwiach od bramy”. Wieczorem po list przybył tajemniczy letnik a Adam rozpoznał, że to ów fałszywy malarz, więc postanowił go śledzić. IX. Nie pchaj palców między drzwi! Idąc za malarzem Adam dotarł do domku położonego na skraju lasu. Młodzieniec wspiął się na drzewo i stamtąd obserwował co się dzieje w środku. Malarz siedział ze swym wspólnikiem przy stole, gdzie wspólnie debatowali nad przetłumaczonym listem. W końcu zgasili świece i udali się na spoczynek. Adaś postanowił przespać noc w pobliskiej budce z resztką siana. W środku nocy Adama obudziło szczekanie psów tuż przy jego głowie. Przerażony chłopiec nie mógł się ruszyć. Hałas wywabił oprychów z domku. Malarz rozpoznał Adama i siłą zaciągnął go do środka. Kazał wyjaśnić znaczenie listu, lecz ten udawał, że go nie rozumie. Mężczyźni zrewidowali więc Adama i znaleźli przy nim kopię listu Kamila de Berier. Wiedzieli, że chłopak ukrywa prawdę i postanowili ją z niego wydobyć. Najpierw kazali mu napisać list do Gąsowskich, w którym miał poinformować iż ma się dobrze i nie wie kiedy wróci. Adam napisał list w taki sposób, że pierwsze litery wszystkich wierszy tworzyły napis: “Strzeżcie domu”. Po napisaniu listu napastnicy związali Adama i zamknęli go w piwnicy. X. Na dnie piwnicy i rozpaczy Adam siedząc w piwnicy usłyszał jakiś jęk. Okazało się, że nie był sam. Więziono tam również tego Francuza, który jakiś czas wcześniej próbował odkupić majątek Gąsowskich. Gdy był jeszcze we Francji odnalazł stary list Kamila de Berier i postanowił odnaleźć skarb w Bajgole. Zatrudnił do pomocy owego malarza i jego kolegę. Gdy ci dowiedzieli się, że chodzi o skarb, związali Francuza i sami postanowili go odnaleźć. Nocą nadeszła burza i woda zaczęła wlewać się do piwnicy. Gdy Adam usłyszał dochodzące z zewnątrz ludzkie głosy, zaczął wołać o pomoc. Nagle ktoś wyważył drzwi i do piwnicy weszli harcerze, którzy uratowali więźniów. Mieli oni obóz po drugiej stronie jeziora dlatego wsiedli do łodzi i odpłynęli. XI. Choć burza huczy wkoło nas… Jezioro było wzburzone a łódź zaczęła nabierać wody. Po chwili wszyscy musieli ratować się płynąć wpław. Francuz mimo ran i gorączki zdołał jeszcze uratować harcerza od utonięcia. Dotarli do obozu, gdzie Staszek Burski postanowił odprowadzić chorego Francuza do księdza Kazuro. Będąc u księdza, Adam usłyszał od niego historię swego poprzednika, który w 1863 r. brał udział w powstaniu styczniowym i został ranny pod Bejgołą. Rannego kapłana przeniesiono do plebanii na drzwiach zdjętych z domu ogrodnika. Finalnie ksiądz wyzdrowiał a owe drzwi przeniesiono do szkółki parafialnej, w której były do dziś. Adama uradowała wiadomość, że nareszcie odnalazł tajemnicze drzwi i z samego rana poszedł je zobaczyć. Dokładnie je studiując zauważył, że pod okuciem okalającym dziurkę od klucza znajdował się wyryty napis. Mówił on, że dalsze wskazówki znajdą w malowanej brodzie w wielkim domu. XII. Puk, puk, w okieneczko… Tymczasem do Bejgoły dotarł list od Adama. Domownicy rozszyfrowali ukryte przesłanie i postanowili czuwać. Rankiem następnego dnia do Gąsowskich przybył harcerz Staszek Burski, który opowiedział o niedawnych wydarzeniach. Poinformował też, że harcerze rozbili obóz w parku wokół dworu. Adam przybył dopiero późną nocą i wraz ze Staszkiem zapukał do okna profesora Gąsowskiego. Nauczyciel był zaspany i nie zrozumiał o co chodziło młodym, którzy weszli na strych, coś z niego zabrali i zniknęli w mroku bez udzielenia wyjaśnień. Poprosili jedynie, aby rankiem przy ich powitaniu nauczyciel zrobił dużo hałasu. XIII. Któż to z płaskiego nie chce jeść talerza? Adam i Staszek ponownie pojawili się rankiem, gdy domownicy jedli śniadanie na tarasie. Profesor, tak jak ustalono, zaczął ich głośno witać, co zdziwiło pozostałych. Adam głośno opowiadał o swym odkryciu oraz, że wieczorem wyruszą po skarb. W tym samym czasie Staszek obserwował czy w pobliżu nie pojawią się dwaj bandyci. Wieczorem wszyscy udali się do parku w poszukiwaniu skarbu. Adam polecił panu Gąsowskiemu odmierzyć 10, a następnie 11 kroków od pagórka. Na miejscu zaczęli kopać. Tak dokopali się do ogromnej skrzyni. Wtem z krzaków wyskoczył bandyta z rewolwerem i zabrał skarb. Dopiero gdy wszyscy wrócili do domu, Adam wyjaśnił, że to była zmyłka, w którą celowo wprowadzili bandziorów. W nocy bowiem zabrali ze strychu skrzynię pełną żelastwa i zakopali ją w parku. Teraz, gdy już się pozbyli oprychów, mogli spokojnie skupić się na poszukiwaniu prawdziwego skarbu. Adam domyślił się, że tekst mówiący o brodzi odnosił się do brody członka rodziny Gąsowskich, uwiecznionego na portrecie w saloniku. Faktycznie była na niej napisana kolejna wskazówka, iż powinni szukać w domu tego co niedługo wróci z Egiptu i nigdy nie jadł z płaskiego talerza. Adam skojarzył to z bajką o bocianie, który nie mógł jeść z talerza. Bocianie gniazdo znajdowało się na starym pniu dębu. Tam też musiał znajdować się skarb Kamila de Berier. W dziupli znaleźli skórzany mieszek z diamentami i rubinami. Adam oddał skarb pani Gąsowskiej i stwierdził, że diamenty są piękne, ale oczy panny Wandy jeszcze piękniejsze. I. Diabeł wyskakuje z pudełka Pan profesor Gąsowski znany był z niekonwencjonalnego podejścia do nauczania historii. O niektórych postaciach historycznych wypowiadał się z lekceważeniem, natomiast o ukochanych osobistościach mówił z zapałem. Podczas lekcji zdarzało się, że nieoczekiwanie przerywał wykład i długo wpatrywał się w jakiś punkt. Cała siódma klasa kierowała wówczas wzrok w to samo miejsce, lecz nikt nie był w stanie niczego dojrzeć. Kiedy pan Gąsowski wyrywał się z zamyślenia, spoglądał na uczniów tak, jakby widział ich po raz pierwszy w życiu. Trzydzieści par oczu patrzyło na niego ciepło, ponieważ uczniowie uwielbiali swojego nauczyciela. Profesor zdumiewał również swoim roztargnieniem. Nie znał dobrze nazwisk uczniów i wielokrotnie zdarzało się, że je mylił. Podczas egzaminowania, które odbywało się dwa razy w tygodniu, odczytywał je z notesu, zawsze wybierając trzy nazwiska. W klasie siódmej historia stała na wysokim poziomie, a wezwani do odpowiedzi uczniowie odpowiadali celująco. Pan Gąsowski z uznaniem kiwał głową, dumny, że jego uczniowie zapałali do historii prawdziwą namiętnością. Klasa siódma wyróżniała się spośród innych radością, rozbrykaniem i szczerą przyjaźnią. Składała się z samych dobrych i serdecznych chłopców, którzy zadziwiali znajomością historii. Pan Gąsowski był dumny jak paw i wiedział doskonale, że każdy siódmoklasista, wywołany do odpowiedzi, okaże się pierwszorzędnym historykiem. W pierwszych dniach czerwca wydarzyło się jednak coś, co wprawiło poczciwego profesora w zdumienie. Wywołany do odpowiedzi Kaczanowski w pierwszej chwili osłupiał, a potem odparł, że musiała zajść pomyłka. Zrezygnowany, zbliżył się do katedry, a po klasie przebiegł zatrwożony szmer. Chłopcy dawali nieszczęśnikowi dziwaczne znaki, a Cisowski, siedzący w pierwszej ławce, zduszonym szeptem poradził, aby Kaczanowski zaczął mówić o Napoleonie. Była to dobra rada, ponieważ cesarz należał do ulubionych postaci historycznych profesora. Tym razem pan Gąsowski uważnie przyjrzał się uczniowi i spytał, co oznaczały jego słowa. Kaczanowski odparł, że nie jest przygotowany, lecz nie potrafił wyjaśnić dlaczego, po czym odmaszerował do ławki. Koledzy popatrzyli na niego ze współczuciem, a nauczyciel spojrzał w roztargnieniu na ścianę i zaczął nerwowo przerzucać kartki w notesie. Wykrzyknął nazwisko „Ostrowicki” i wszyscy zerknęli na kolegę, który omal nie zemdlał. Uczeń ruszył w stronę katedry, błagając o pomoc. Profesor Gąsowski zwrócił się do niego łagodnym głosem, lecz Ostrowicki cicho wyjaśnił, że on również nie jest przygotowany do odpowiedzi. Potem z rozpaczą dodał, że gdyby został wezwany do odpowiedzi w sobotę, to były świetnie przygotowany. Nauczyciel popatrzył na niego jak na wariata i kazał wrócić do ławki. Uczniowie wpatrywali się w profesora z niepokojem. Mężczyzna usiadł za katedrą i ukrył twarz w dłoniach. Z pierwszej ławki dobiegł ściszony głos jednego z uczniów, lecz pan Gąsowski poprosił, aby nikt się nie odzywał. Chłopcy ze smutkiem patrzyli na poczciwego profesora. Nagle usłyszeli jego cichy głos, pełen żalu i bezsilności. Mówił, że uczy już od trzydziestu lat, jest zmęczony i prawdopodobnie odejdzie ze szkoły. Nigdy nie skarżył się i do tej pory był dumny z siódmej klasy, która w zamian za to zakpiła z niego. Przeprosił uczniów za to, że rozżalił się i zapewnił, że nie będzie się mścił. Wówczas z pierwszej ławki podniósł się Adam Cisowski i oznajmił, że wszystko wyjaśni. Oświadczył, że to on jest winny temu, co zaszło, ponieważ nie przewidział pomyłki nauczyciela. Według jego obliczeń tego dnia do odpowiedzi mieli być wezwani: Napiórkowski, Stankiewicz i Wilczek, jednak pan Gąsowski przez roztargnienie zaczął szukać w notesie o jedną kartkę bliżej i wezwał do odpowiedzi uczniów, którzy mieli być pytani w sobotę. Następnie wyjawił zaskoczonemu profesorowi, że już dawno odkrył metodę, według której egzaminuje on uczniów i zawsze wybiera ich wedle niezmiennego porządku – pierwszego, jedenastego i dwudziestego pierwszego. Pan Gąsowski spojrzał na chłopca osłupiały, wyjął notes i zaczął przeglądać kartki. Po chwili przyznał rację Adamowi, mówiąc, że istotnie pomylił się, ponieważ kartki zlepiły się. Cisowski wyjaśnił, że metodę nauczyciela odkrył w miesiąc po rozpoczęciu roku szkolnego i przeprosił w imieniu kolegów. Stał ze skruszoną miną, a profesor z trudem mógł uwierzyć, że jego tajemnica, strzeżona przez niemal czterdzieści lat nauczania, została odkryta. Gąsowski zbliżył się do Adama i wykrzyknął, że w ten sposób jego uczniowie, przygotowani do odpowiedzi według wskazówek kolegi, nic się nie nauczyli. Z rozpaczą załamał ręce, lecz Cisowski zapewnił go, że jego koledzy doskonale znają to, z czego mieli być odpytywani, pozostały zaś materiał w sposób wystarczający. Pozostali uczniowie poparli go, a ta zbiorowa deklaracja stanowiła delikatny promyczek pociechy dla strapionej duszy profesora. Pan Gąsowski był wstrząśnięty świadomością, że został okradziony z mrocznej tajemnicy i poprzysiągł sobie, że zmieni nie tylko swoje postępowanie, ale również system odpytywania uczniów. Popatrzył na Cisowskiego, sądząc, że urwipołeć chełpi się swoją rozwagą. Spojrzał na Adasia podejrzliwie, pytając, czy nigdy się nie pomylił. Cisowski wyjaśnił, że nigdy i dodał, iż zdarzało się, że jeden z wytypowanych uczniów był chory, lecz wówczas nauczyciel egzaminował pozostałych dwóch chłopców, aby nie psuć porządku. Zdumiony nauczyciel pomyślał, że ma przed sobą chytrego lisa. Groźnie spojrzał na klasę, zapewniając, że od tej pory nie będą wiedzieli, co ich czeka. Potem pogroził Adasiowi palcem, oświadczając, że kolejny raz nie da się oszukać. Chłopiec nieśmiało zaproponował, aby nauczyciel pozwolił mu spróbować. Bezczelność ta zadziwiła pana Gąsowskiego. Staruszek zakrzyknął gromkim głosem, zgadzając się na podjęcie wyzwania. Ciskowski zawahał się, słysząc za sobą trwożny szmer, jaki przebiegł wśród kolegów. Nauczyciel pomyślał, że chłopiec tchórzy i kazał mu usiąść. Cisowski odparł jednak, że zamierza spróbować. Profesor oświadczył, że w sobotę wybierze trzech uczniów do odpowiedzi i napisze ich nazwiska na karteczce. Podobnie miał zrobić Adaś i jeśli nie zgadnie, to siódma klasa zostanie na zawsze wyrzucona z serca pana Gąsowskiego. Mężczyzna uśmiechnął się drwiąco i opuścił klasę. Ledwie zatrzasnął za sobą drzwi, chłopcy rozpoczęli burzliwą naradę. Wielu było zatrwożonych zaistniałą sytuacją, lecz znaleźli się i tacy, którzy wierzyli w bystrość Cisowskiego i jego umiejętność rozwiązywania nawet najbardziej zawiłych zagadek. Adaś uciszył zgiełk i wyjaśnił, że zrobili ukochanemu profesorowi przykrość i należało jak najszybciej odzyskać stracone zaufanie. Zaproponował, aby wszyscy przerobili cały materiał. Poprosił, aby w sobotę byli przygotowani w sobotę i tak musiało już być do końca roku. Zapewnił, że całą winę weźmie na siebie. W nastoju pełnym oczekiwania minął czwartek i piątek. W sobotę nadszedł sądny dla klasy siódmej dzień. Adaś był skupiony i milczący. Profesor Gąsowski wszedł do klasy raźnym krokiem, lecz był również skoncentrowany i milczący. Ciszę przerwał Cisowski, prosząc, aby nauczyciel ukarał wyłącznie jego. Zapewnił, że wszyscy chłopcy od tej pory będą uczyli się systematycznie i nikt nie przyniesie nauczycielowi wstydu. Staruszek uśmiechnął się łagodnie, zapewniając, że może o wszystkim zapomnieć. Adaś pomimo tego postanowił podjąć wyzwanie i wyciągnął karteczkę z wypisanymi nazwiskami uczniów, którzy mieli zostać wezwani do odpowiedzi. Pan Gąsowski zaczął przekornie przewracać kartki w notesie, aż w końcu chwycił pióro i zapisał swój wybór. Ciskowski nie odrywał wzroku z posuwającego się szybko pióro, aż odetchnął z ulgą. Profesor podał swoją kartkę jednemu z uczniów, a cała klasa zamarła w oczekiwaniu. Adaś wymienił nazwiska: Kaczanowski, Ostrowicki i Wnuk, na dźwięk których poczciwy staruszek podskoczył jak oparzony. Chłopiec poprosił, aby kolega odczytał nazwiska z kartki pana Gąsowskiego. Po chwili wszyscy usłyszeli te same nazwiska, które wymienił Cisowski. Profesor patrzył na Adasia z wyraźnym strachem i z niedowierzaniem odczytał nazwiska na kartce, którą chłopiec położył na katedrze. O pomyłce nie było mowy. Spytał, w jaki sposób uczeń odgadł, kto będzie dziś pytany. Cisowski wyjaśnił, że starał się myśleć podobnie jak pan Gąsowski i ostatecznie doszedł do wniosku, że profesor wybierze najprostszą kombinację, a więc wymieni nazwiska tych uczniów, którzy według kolejności mieli być egzaminowani w sobotę. Kiedy nauczyciel zaczął zapisywać ostatnie nazwisko na kartce, był już pewien, że wygrał. Profesor przez parę chwil chodził zadumany po klasie. Z niepewnym uśmiechem zbliżył się do Adasia, prosząc o rozwikłanie zagadki, która nie dawała mu spokoju. Otóż w ubiegłą sobotę napisał trzy listy do trzech swoich przyjaciół z prośbą, aby przyszli do niego w niedzielę zagrać w preferansa. Okazało się jednak, że żaden z nich nie przyszedł i nawet nie raczył odpisać. Cisowski zamyślił się, a po jakimś czasie odrzekł, że żaden z zaproszonych mężczyzn nie mógł przyjść ani odpisać, ponieważ pan Gąsowski nie wysłał listów i miał je nadal przy sobie. Staruszek łypnął na niego okiem i szybko przeszukał kieszenie, w końcu wydobywając z jednej trzy listy. Chłopcy roześmiali się serdecznie, a profesor przyglądał się zdumionym wzrokiem listom, które trzymał w Dwie awantury, a jedna gorsza od drugiej Adaś Cisowski pochodził z uczciwej rodziny. Jego ojciec był szanowanym lekarzem, a matka zajmowała się prowadzeniem domu i wychowywaniem czwórki młodszego rodzeństwa chłopca. Dzieci, rozbrykane i hałaśliwe, odznaczały się niespotykaną umiejętnością wywracania domu do góry nogami i najczęściej działały solidarnie. O każdej porze dnia w domu Cisowskich rozlegały się donośne wrzaski, a pani Cisowska załamywała ręce w przypływie niemej rozpaczy. Adam, uczący się w sąsiednim pokoju, musiał zatykać sobie uszy rękoma, a wszelka próba interwencji, aby uciszyć krnąbrne maluchy, kończyła się jego porażką. Pewnego wieczoru pani Cisowska obdzieliła dzieci lodami, a jedną porcję postawiła na stole w pokoju najstarszego syna. Adaś, który musiał odejść do telefonu, po powrocie stwierdził brak deseru. Z groźną miną zapytał młodsze rodzeństwo, co się stało z jego lodami i zagroził, że jeśli winowajca nie przyzna się, to spierze wszystkich. W odpowiedzi usłyszał wrzask. Pan Cisowski wybiegł przerażony ze swojego gabinetu, a jego żona opadła na krzesło i zamarła w bezruchu. Adam popatrzył malcom w oczy, a potem nalał wody do miednicy i postawił ją w ciemnym pokoju. Nakazał, aby każde z dzieci zanurzyło w wodzie obie ręce. Malcy, sądząc, że zapowiada się niezła zabawa, uczyniły, co kazał. Najstarszy brat obejrzał dokładnie ich dłonie i stwierdził, że tylko Jaś nie zanurzył rąk w miednicy. Mały winowajca ze zdumieniem przyznał się do zjedzenia lodów. strona: - 1 - - 2 - - 3 - - 4 - - 5 - - 6 -

jeden z uczniów klasy 7 postanowił sprawdzić